- Diana! Czy moje lekcje cię strasznie NUDZĄ, czy po prostu ZNOWU przegrałaś na komputerze całą noc? - rzekła ze zdenerwowaniem nauczycielka geografii podkreślając "ważne" słowa, po czym spojrzała na ucznia naprzeciwko, który także przysypiał na ławce - widzę, że Kamil też miał NIESAMOWITĄ, skoro śpi na moich lekcjach... - mówiąc to, podniosła się z krzesła, poprawiła swoje okulary o żółtych oprawkach na nosie i podeszła do tablicy, wypisując cały rząd cyfr i przecinków - żeby was wszystkich rozbudzić, na ocenę robicie zadania ze strony 253 i oddajecie je mi zrobione w zeszytach.
Jęknęłam. Boże, niech się to szybko skończy. Ta stara prukwa nawet nie wie, czemu jestem wykończona. Nie musi na siłę uprzykrzać mi życia.
Przede wszystkim od weekendu nie tykam komputera. Razem z siostrą zaczęłam kręcić filmiki. Chociaż może nie od razu. Tamtego dnia, gdy wbiegłam do pokoju Marty radosna i podekscytowana, nie zdawałam sobie sprawy, że bez odpowiedniego pomysłu nic nie wyjdzie. Gdy uświadomiła mi to i oznajmiła, że najpierw trzeba zrobić plan, z rozczarowaniem odłożyłam kamerę obok, a zamiast niej wzięłam kilka kartek, które leżały na biurku wyrwane kiedyś z zeszytu i mój ulubiony długopis. Musiałam wiedzieć, o czym chcę nagrać, co mam powiedzieć, jak powiedzieć, gdzie chce to nagrać, jakiego oświetlenia potrzebuję, jak mam wyglądać... Zdawało się, że lista nie będzie miała końca. Trochę dziwne, że do takich rzeczy jak do filmu z YouTube'a potrzeba większego przygotowania niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Wiele z nich wydaje się kręcone na spontanie.
Jęknęłam. Boże, niech się to szybko skończy. Ta stara prukwa nawet nie wie, czemu jestem wykończona. Nie musi na siłę uprzykrzać mi życia.
Przede wszystkim od weekendu nie tykam komputera. Razem z siostrą zaczęłam kręcić filmiki. Chociaż może nie od razu. Tamtego dnia, gdy wbiegłam do pokoju Marty radosna i podekscytowana, nie zdawałam sobie sprawy, że bez odpowiedniego pomysłu nic nie wyjdzie. Gdy uświadomiła mi to i oznajmiła, że najpierw trzeba zrobić plan, z rozczarowaniem odłożyłam kamerę obok, a zamiast niej wzięłam kilka kartek, które leżały na biurku wyrwane kiedyś z zeszytu i mój ulubiony długopis. Musiałam wiedzieć, o czym chcę nagrać, co mam powiedzieć, jak powiedzieć, gdzie chce to nagrać, jakiego oświetlenia potrzebuję, jak mam wyglądać... Zdawało się, że lista nie będzie miała końca. Trochę dziwne, że do takich rzeczy jak do filmu z YouTube'a potrzeba większego przygotowania niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Wiele z nich wydaje się kręcone na spontanie.
Jednak muszę przyznać, że to mi pomogło. W chwili gdy skończyłam pisać, uśmiechnęłam się od ucha do ucha i podniosłam kartki z biurka. Z wielkim impetem przytuliłam je do swojego policzka. Byłam dziwnie podniecona tym wszystkim. Niby pisałam plan do najzwyklejszego materiału video, a czułam się jakbym wygrała w lotto. Taka szczęśliwa, spełniona... Jakbym odnalazła sens życia. Moje czy iskrzyły się, gdy myślałam o tym, co wkrótce stworzę.
Siostra spojrzała na mnie z politowaniem.
Siostra spojrzała na mnie z politowaniem.
- Przecież to tylko plany... Jeszcze nic nie zaczęliśmy.
Jednak mówiąc to, uśmiechała się. Musiała wreszcie odczuć ulgę, że w końcu wzięłam się w za siebie garść. Przynajmniej teraz nie siedzę znudzona przed kompem. To już coś.
Ale czas powrócić do rzeczywistości, nie rozmyślać. Zaczęłam wpatrywać się w swój zeszyt i z wielką niechęcią, tak jak reszta klasy, zaczęłam wykonywać kilka zadań. Po wykonaniu żmudnej roboty oddałam zeszyt nauczycielce i udałam się na swoje miejsce, czując wściekłość i zmęczenie. Modląc się o zbawienny koniec lekcji, po paru sekundach rozbrzmiał błogosławiony dla mnie sygnał, że koniec męczarni już nadszedł. A dokładniej pierwszej jej części. Została jeszcze lekcja angielskiego. Po zastanowieniu w sumie nie jest tak źle. Pani Mary, pół amerykanka, pół polka, jest naprawdę zajebistą nauczycielką. Wyluzowaną, w miarę spokojną, choć bardzo intrygującą osobą. Potrafiła rozmawiać z każdym o wszystkim. Najlepsze są chyba te lekcje, kiedy je przegadamy. Niewiele z samego gadania o głupotach się można nauczyć, ale ze względu na to, iż belferka ma w sobie jankeską krew, nieraz w jej mowę wkradały się słowa jej narodowego języka, które po kontekście można było się domyśleć co oznaczają. W każdym razie, była naprawdę spoko. Choć ostatnio coraz częściej stara się prowadzić lekcje jak należy. W końcu w tym roku, a dokładniej za miesiąc czekają moją klasę egzaminy. Normalnie raj. Taaa...
Przystąpiłam do szybkiego pakowania książek leżących na ławce w mój niebieski plecak ze wzorem białych wąsów. Tylko jedna lekcja. I do domciu. Miejmy nadzieję, że dziś nie będzie już typowej lekcji, a zwykła luzacka lekcja. Naprawdę miałam dość na dziś nauki. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu i obejrzeć swoje dzieło. Wczoraj nie miałam okazji tego zrobić. Byłam padnięta, nagrywałam z siostrą aż do trzeciej nad ranem. Jakimś cudem, teraz, na myśl o nagraniach, czułam się jakoś tak dziwnie rozbudzona i prędkim krokiem szłam do klasy, nie zważając na to, że chwilę wcześnie dałabym wszystko za miękką poduszkę i ciepłą kołdrę (chociaż mocna kawa też nie byłaby najgorsza). Pewnym chodem weszłam do sali i zamarłam. Wszyscy, którzy już znajdowali się w klasie, mieli w rękach lub wyjmowali czyste kartki. "Nosz kurwa!" przeleciało mi przez myśl "miała zrobić dzisiaj kartkówkę!". To wina mojej dziurawej pamięci. I tego, że nie zapisuję ważnych informacji w zeszycie. W żadnym. A teraz mam skutki. Aghh! Zła spojrzałam przed siebie, na nadchodząca zielonooką Asię, znaną w naszej klasie jako dziewczyna o pamięci blondynki, którą zresztą jest, co właśnie mnie minęła i wchodząc do klasy już wyjmowała z torby brudnopis. Ty też, kurwa?! Wszyscy pamiętali?!
Ale czas powrócić do rzeczywistości, nie rozmyślać. Zaczęłam wpatrywać się w swój zeszyt i z wielką niechęcią, tak jak reszta klasy, zaczęłam wykonywać kilka zadań. Po wykonaniu żmudnej roboty oddałam zeszyt nauczycielce i udałam się na swoje miejsce, czując wściekłość i zmęczenie. Modląc się o zbawienny koniec lekcji, po paru sekundach rozbrzmiał błogosławiony dla mnie sygnał, że koniec męczarni już nadszedł. A dokładniej pierwszej jej części. Została jeszcze lekcja angielskiego. Po zastanowieniu w sumie nie jest tak źle. Pani Mary, pół amerykanka, pół polka, jest naprawdę zajebistą nauczycielką. Wyluzowaną, w miarę spokojną, choć bardzo intrygującą osobą. Potrafiła rozmawiać z każdym o wszystkim. Najlepsze są chyba te lekcje, kiedy je przegadamy. Niewiele z samego gadania o głupotach się można nauczyć, ale ze względu na to, iż belferka ma w sobie jankeską krew, nieraz w jej mowę wkradały się słowa jej narodowego języka, które po kontekście można było się domyśleć co oznaczają. W każdym razie, była naprawdę spoko. Choć ostatnio coraz częściej stara się prowadzić lekcje jak należy. W końcu w tym roku, a dokładniej za miesiąc czekają moją klasę egzaminy. Normalnie raj. Taaa...
Przystąpiłam do szybkiego pakowania książek leżących na ławce w mój niebieski plecak ze wzorem białych wąsów. Tylko jedna lekcja. I do domciu. Miejmy nadzieję, że dziś nie będzie już typowej lekcji, a zwykła luzacka lekcja. Naprawdę miałam dość na dziś nauki. Chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu i obejrzeć swoje dzieło. Wczoraj nie miałam okazji tego zrobić. Byłam padnięta, nagrywałam z siostrą aż do trzeciej nad ranem. Jakimś cudem, teraz, na myśl o nagraniach, czułam się jakoś tak dziwnie rozbudzona i prędkim krokiem szłam do klasy, nie zważając na to, że chwilę wcześnie dałabym wszystko za miękką poduszkę i ciepłą kołdrę (chociaż mocna kawa też nie byłaby najgorsza). Pewnym chodem weszłam do sali i zamarłam. Wszyscy, którzy już znajdowali się w klasie, mieli w rękach lub wyjmowali czyste kartki. "Nosz kurwa!" przeleciało mi przez myśl "miała zrobić dzisiaj kartkówkę!". To wina mojej dziurawej pamięci. I tego, że nie zapisuję ważnych informacji w zeszycie. W żadnym. A teraz mam skutki. Aghh! Zła spojrzałam przed siebie, na nadchodząca zielonooką Asię, znaną w naszej klasie jako dziewczyna o pamięci blondynki, którą zresztą jest, co właśnie mnie minęła i wchodząc do klasy już wyjmowała z torby brudnopis. Ty też, kurwa?! Wszyscy pamiętali?!
- Witaj Dianciu! Co robiłaś nocą? Suczyłaś się? Ile zarobiłaś?
Pisnęłam zaskoczona. Ech... to tylko Sandra. Ona zawsze musi mnie zaczepić, bo by zwariowała. Ale dobra tam. Nie mam siły na nią. Nawet nie patrząc w jej stronę, weszłam do klasy. Starałam się nie zwracać uwagi na jej głupią minę. Zawsze gdy stara się uśmiechać złośliwie, jej policzki nadymają się dosyć... dziwnie. W duchu zawsze śmiałam się do rozpuku, widząc tę twarz. Oczywiście, tym razem było tak samo, ale dziś chciałam się śmiać trochę bardziej na zewnątrz. Siadając na krześle nie wytrzymałam. Parsknęłam głośno, po czym zakryłam szybko usta ręką. Kilka osób się na mnie spojrzało jak na wariatkę, ale nie przejęłam się tym. Chcę po prostu przeżyć tę lekcję i zasuwać do domciu.
Na moje szczęście kartkówki nie było. Lekcja była taka jaką oczekiwałam. No, przynajmniej dzięki temu miałam trochę lepszy humor i samopoczucie. Odetchnęłam z ulgą, siedząc na ulubionym miejscu w autobusie. Włączyłam playlistę, którą zawsze słucham po szkole i myślałam już o tym, co będzie w domu. Ale najpierw położę się do łóżka. Spaaaaaaaaaać!!
Otworzyłam drzwi prowadzące do mojego pokoju. Nie miałam już siły. Chciałam zrobić tyle rzeczy dzisiaj. Ale sen mnie już bierze w swe objęcia. Ledwo zbliżyłam się do łóżka, a już padłam jak długa. A zasnęłam niemal natychmiast. A śniłam o mówiących serduszkach, tańczących mrówkach w balecie i strusiu koloru turkusowego... Ale schizowy sen.